Muzyka

niedziela, 3 listopada 2013

My life, my pride is broken. Rozdział V

Nowy rozdział, minimalnie spóźniony, ale jest.
------
Chestera obudziło energiczne potrząsanie jego ciałem, które nie do końca jeszcze kontaktowało z umysłem. Gdy po kilku sekundach stał się całkiem rozbudzony, ujrzał nad sobą Mike'a.
- Co to jest? - zapytał Shinoda machając mu przed nosem strzykawką ze słabo widocznym osadem powstałym po resztkach "kompotu".
- Kur.... - powiedział tylko Chester. Nikt nie miał się dowiedzieć, że znowu ćpa, a juz na pewno nie Mike. Zapomniał wywalić strzykawki. A niech to...
- Co? Mowę w gębie odebrało? Wstawaj, wracamy do domu. Tam pogadamy.
- Nno d-obra. - odpowiedział Bennington zmęczony, gdyż został brutalnie zbudzony o jedenastej nad ranem. Cud, że nikt tam się na niego nie napatoczył. Media długo by mu to wypominały. Z trudem wstał i spojrzał pytająco na Mike'a, ponieważ sam nie dotarłby do domu - nie do końca powrócił do rzeczywistości.
Oboje ruszyli w kierunku domu Mike'a i jego rodziny.
- Czemu idziemy do ciebie, a nie do mnie? - zapytał Chester po kilku minutach.
- Musimy pogadać, a nie chcę, by Talinda słyszała tą rozmowę.
- Tal jest na zakupach z dziećmi.
- Skąd wiesz? - zapytał zdumiony Mike.
- Zawsze w soboty o tej porze robi zakupy na cały tydzień.
Mike nie odpowiadając odwrócił się szybko kierując się w stronę domu rodziny Benningtonów. Chwycił Chestera za ramię i pociągnął go za sobą.
- Załóż kaptur - pół-Japończyk rzucił przez ramię. Chester machinalnie sięgnął ręką do kaptura i nasunął go sobie na głowę.

Gdy po kilku minutach doszli do domu Chestera, tam faktycznie nikogo nie było.
- Skończ z tym swiństwem. - zaczął od progu Mike.
- Bo co? - odburknął Chester.
- Zniszczysz sobie życie. Jeśli jeszcze raz cię zobaczę w takim stanie wskazującym na kolejną dawkę tego szajsu albo gdzieś przy tobie znajdzie się dziwnym przypadkiem strzykawka z takim osadem to automatycznie lądujesz na odwyku.
- Ale...
- Bez żadnego ale. To jest moje ostatnie słowo. - Shinoda potrafił być stanowczy.
- Niech ci będzie. Ale obiecaj, że nie powiesz Tal o tym incydencie.
- Jeśli to się nie powtórzy, to masz to jak w banku.
- Dzięki. - Chester się uśmiechnął. Będzie musiał być miły dla Mike'a, bo ten ma na niego haka.
- Wiesz co... Muszę się ciebie poradzić. Chcesz się czegoś napić? Kawy, herbaty, soku czy może piwa? - podjął po chwili pan domu.
- Piwa, jeśli mogę prosić. - Mike uśmiechnął się szeroko. Chestera zawsze coś urzekało w tym jego wyszczerzu. Jak każdego zresztą.
W końcu się otrząsnął i poszedł do kuchni. Chwile stał przy lodówce z ręką na klamce, oglądając z uśmiechem rysunki dzieciaków. Otworzył ją i wyjął dwie puszki piwa, jedną dla siebie, a drugą dla przyjaciela. Przechodząc nakazał Mike'owi udać się za nim na werandę na tyłach domu.
Gdy już obaj się tam znaleźli, usiedli na krzesłach i otworzyli piwo. Obaj jednocześnie upili z niego dwa łyki i przez kilka minut tak siedzieli w ciszy i spokoju. Na idealnie ostrzyżonej i soczyście zielonej trawie walały się jakieś zabawki. Na drewnianym stole stało kilka pustych szklanek, pewnie Talinda dzisiaj z dziećmi tu była zanim pojechali do centrum handlowego i marketu. Normalnie o tej porze wszyscy byliby w domu, ale najwyraźniej udała się ze wszystkimi do kina, coś ostatnio o tym wspominała. Południe było przyjemnie ciepłe, a kilka drzew rzucało cień na mężczyzn. Jeden z nich, Chester, ubrany był w czarne dżinsy, biały podkoszulek i brązową bluzę. Mike natomiast miał na sobie niebieskie dżinsy i czerwoną koszulę w kratę. Każdy z nich chciał, by ta chwila trwała wiecznie, szczególnie Bennington, ale cóż, to on sam chciał porozmawiać, poradzić się więc nie może tego odwlekać w nieskończoność. Jednak to Mike zaczął rozmowę.
- Mów, co ci leży na wątrobie. - powiedział, upijając kolejny łyk trunku.
- No bo... Na razie zadam ci takie pytanie, okej? - Mike skinął głową dając przyzwolenie.
- Jakie jest w twoich oczach małżeństwo moje z Talindą?
- Wzorowe, wręcz idealne bym powiedział. - Shinoda lekko się uśmiechnął.
- A widzisz... Niestety wcale tak nie jest. Od kilku miesięcy się kłócimy. Myślałem, że to chwilowe, ale żeby aż tyle czasu kłócić się o byle gówno...
- W każdym małżeństwie są kryzysy, mniejsze i większe. - zapewnił go Shinoda. - Nawet w moim. - dodał.
- To wy mieliście z Anną kiedykolwiek jakiekolwiek problemy? - Chester zdziwił się.
- Tak, i to nie raz. Ale zawsze z tego jakoś wychodziliśmy, silniejsi niż kiedykolwiek wcześniej. Wiesz, co nas nie zabije to nas wzmocni.
- Jak udało się wam zażegnać te konflikty, różnice i kłótnie? - gospodarz domu był ciekaw. Chciał naprawić jego własny związek, w którym przez tyle lat był szczęśliwy.
- To proste. Nie wiem, co lubi Tal, ale Anna kocha meksykańskie żarcie i kolacje przy świecach. No to wysłałem raz czy dwa Otisa do rodziców, zamówiłem najlepsze potrawy z ulubionej knajpki Anny, udekorowałem stół, stworzyłem przyjemną atmosferę i czekałem na jej powrót z miasta. Dalej domyśl się, jak to się potoczyło. - Shinoda puścił Chesterowi oczko. Ten zaś uśmiechnął się, od razu domyślając się, o co chodzi.
- Dzięki, stary! - odpowiedział.
- Nie ma sprawy, w końcu przyjaźnimy się od lat. Ja już muszę się zbierać, do zobaczenia jutro w studio, pamiętaj o tym, by nie ćpać, dobra? - Mike wstał i wypił resztkę piwa.
- Tak, jasne, cześć. - Chester wstał i odprowadził rapera do drzwi. Pomachał mu na pożegnanie i odprowadzał go wzrokiem uśmiechnięty. Stał tak w drzwiach dobre 15 minut, a na ziemie sprowadziła go ręka machająca mu przed twarzą. Dłoń należała do Talindy. Do Chestera przybiegł Draven i Tyler i sie z nim przywitali. Pocałował Talindę w policzek i po tym, jak wszyscy weszli do domu ojciec rodziny zamknął za nimi drzwi, samemu wchodząc do środka.
.
.
****dzień później****
.
.
Chester w miarę punktualnie pojawił się w pokoju Linkin Park w studiu. Na niego czekali prawie wszyscy: oprócz Brada, który dalej był w szpitalu. Chester miał już usiąść na swoim miejscu, gdy Rob się odezwał:
- Nie siadaj, czekaliśmy na ciebie. Jedziemy do Brada.
Ah no tak, Chester zdążył o nim zapomnieć. Skarcił się w myślach, bo jeszcze ani razu u niego nie był odkąd się dowiedział o nim.
- Jasne. No to co, zbieramy się. - odpowiedział Bennington i wyszedł ze studia na parking. Tam wsiadł do swojego dużego, rodzinnego minivana, reszta chłopaków także wcisnęła się do niego. Samochód był czarny, przywodzący na myśl te z tych wszystkich seriali kryminalnych, w których zawsze znajdowano rozkładające się zwłoki. Właściciel wozu włożył kluczyki do stacyjki, przekręcił je i ruszył w kierunku wyjazdu z parkingu na drogę. Skręcił w kierunku szpitala; cała piątka miała szczęście, że nie było dużego ruchu. Chester, nie wiedząc, dlaczego Delson jest w szpitalu, zapytał:
- Tak właściwie to dlaczego nasz Wielki, Zły Brad jest w szpitalu?
- Kilka dni temu jak jeszcze siedziałeś w areszcie jakoś nagle wzięło go, by pojeździć na rowerach. No to ja i on wsiadamy, jedziemy aż tu nagle jakiś nieuważny kierowca potrącił go. - odpowiedział Dave. - Skurczybyk uciekł z miejsca wypadku. Tak ogólnie to z Bradem nic poważnego, dwa połamane żebra, potłuczona ręka, lekkie wstrząśnienie mózgu, mnóstwo siniaków i zadrapań. Zawsze mogło być gorzej, za dwa-trzy dwa dni powinien wyjść ze szpitala, ale będzie musiał jeszcze kilka dni siedzieć w domu. - dodał basista.
Chester wyraźnie odetchnął z ulgą na wspomnienie tego snu, a raczej koszmaru. Wpadł nagle na pewien pomysł i skręcił w kierunku marketu, który był nieopodal.
- Co ty odwalasz? - krzyknął Mike.
- Jedziemy jeszcze do marketu. Mam pewien pomysł. - odpowiedział Chazy.
.
.
****w szpitalu, już po zakupach****
.
.
Zespół wszedł do sali, w której leżał Brad. Wszyscy byli uśmiechnięci od ucha do ucha i trzymali coś za plecami.
- Cześć! Dawno się nie widzieliśmy! - powiedział Chester.
- Hej - powiedzieła chórem reszta chłopaków. Dave z trudem powstrzymywał śmiech.
- Cześć. Miło jest widzieć kogoś innego niż lekarz czy pielęgniarki. Co wy tam trzymacie za plecami? - odpowiedział Brad.
- Prezenty - odrzekł Mike, po czym jak na komendę wszyscy wyciągnęli zza pleców to, co tak skrzętnie trzymali. Każdy z nich trzymał worek z 1kg pomarańcz i pudełko czekoladek.
- Eh... Dzięki. - uśmiechnął się Delson, po czym otworzył szafkę i ze śmiechem pokazał, co ma w środku. Było tam pełno pomarańcz. Sporadycznie można było gdzieś dojrzeć jakiś inny owoc albo słodycz. Po zobaczeniu tego wszyscy się zaśmiali.
- Nie widziałeś najlepszego. - powiedział perkusista i podał mu czekoladki. Reszta tak samo.
- Otwórz. - ponaglił go Phoenix.
- Dobra, już to robię - odpowiedział Brad i zabrał się za otwieranie bombonierek. W środku były najzwyczajniejsze w świecie czekoladki... Ale coś jeszcze. Jakas kartka lub zdjęcie przyklejone za pomocą taśmy tyłem do obserwującego. Brad odlepił zdjęcia i go zatkało, bo na każdym z nich była... Britney Spears. Wszyscy śmiali się do rozpuku a Delson powstrzymywał się od tego ledwo, nie mógł za dużo się śmiać bo miał złamane żebra i to tylko spotęgowałoby ból.
- Dziękuję - powiedział gitarzysta.
- Jak się czujesz? - Chester usiadł na jednym z krzeseł obok łóżka. Brad podniósł się z pozycji półleżącej do siedzącej, a nogi skrzyżował po turecku. Właśnie przeżuwał jedną z czekoladek, gdy skończył to odpowiedział wokaliście:
- Jak nowo narodzony.
- Chyba będziesz miał długo uraz do rowerów, co?
- Tak. I do kierowców-idiotów, którzy uciekają z miejsca wypadku. - Brad zacisnął na chwilę pięści ze zdenerwowania, po czym wpakował kolejną czekoladkę do ust.
- Wyjątkowo smaczne. Poczęstujcie się. - uśmiechnął się i gestem wskazał na pudełka. Joe i Mike tak jakby tylko czekali na ten moment, bo rzucili się na słodycze jak dzieci. Zaczęli się nimi obżerać tak, jakby dawno nie mieli ich w ustach. Phoenix wyciągnął telefon i zaczął nagrywać tych dwóch. Będzie materiał na LPTV.
- Ej, nie nagrywaj mnie! - pisnął Hahn jak dziewczynka i ruszył biegiem w kierunku Dave'a. Basista szybko wyłączył kamerę uprzednio zapisując filmik i schował go za siebie. Po tych czynnościach umknął w inną stronę sali. Wszyscy nie mogli wytrzymać ze śmiechu. Chester aż turlał się po podłodze, trzymając się za brzuch, który go bolał od śmiechu. Tylko Joe udawał wielce oburzonego zachowaniem Dave'a. W końcu dał za wygraną i sam zaczął się śmiać.
- To było dziwne - rzucił podśmiewujący się Rob.
- Może nagrajmy jakiś filmik z pobytu Brada szpitalu? Będzie kolejne LPTV, nazwać je możemy "Wizyta u Brada w szpitalu". Na koniec będzie ten krótki filmik z Mike'em i Mr. Hahnem jędzącymi czekoladki. - powiedział Chester.
- Niezły pomysł - zgodzili się wszyscy. Rob wyciągnął kamerę i włączył nagrywanie.
- Cześć - powiedziała reszta do kamery. Po tym rozsunęli się, ukazując Brada siedzącego na szpitalnym łóżku. Gitarzysta uśmiechnął się i pomachał prawą, zdrową ręką do kamery.
- Nasz Wielki, Zły Brad jest w szpitalu! - Chester udał przerażonego.
- Co? Jak to? - Mike pojął w mig, o co chodzi i także udawał przestraszonego i zdziwionego zarazem.
- Potrącili mnie! - krzyknął Brad, po czym jego banan na twarzy zamienił się w minkę wyrażającą smutek.
- Ale przynieśliśmy mu pomarańcze - Phoenix wskazał na szafkę pełną pomarańcz - no i czekoladę. - tutaj kadr skierował się znowu na łóżko, ale tym razem nie na Delsona tylko na pudełka po słodyczach.
- Ups, ktoś je zjadł - Mike i Joe powiedzieli jednocześnie i udawali, że nic o tym nie wiedzą.
Wszyscy trochę pogadali, powygłupiali się, po czym Rob powiedział:
- Niestety oto koniec tego LPTV, ale zaraz będzie mały bonusik. - miał oczywiście na myśli Shinodę i Hahna obżerających się słodkościami.
- Papa - pomachali wszyscy. Perkusista wyłączył kamerę i ją schował.
- Może będziemy się już zbierać, co? Już dawno południe. - zagadnął Mike.
- Tak, ja już muszę spadać. - powiedział Chester.
- Nie będę dłużej was zatrzymywać. Bardzo miło będę wspominać ten dzień. Cześć wam. - odpowiedział na to gitarzysta.
- Do zobaczenia niedługo - pożegnał się Phoenix wychodząc z sali. Posłał Bradowi ciepły uśmiech i zniknął gdzieś w korytarzu. Inni też się pożegnali i porozchodzili się. Brad został sam. Posprzątał cały bajzel, po czym ulokował się na łóżku w pozycji półsiedzącej, włożył na uszy słuchawki z MP3 i puścił jakąś piosenkę.
.
.
****Chester dzień później****
.
.
Bennington przechadzał się po rzadko uczęszczanej przez zwykłych ludzi dzielnicy. Zawsze było tu pełno ćpunów, dilerów i reszty marginesu społecznego. Dlatego miejscowi rzadko tu się zapuszczali. Chyba, że chcieli towaru.
Chester na sobie miał niebieskie spodnie, czarne trampki, białą koszulkę a na niej czarną bluzę z kapturem. Miał go zaciągniętego na głowie; na nosie też można było dojrzeć okulary-pilotki przeciwsłoneczne. Niekoniecznie chciał, by ktoś go rozpoznał. Zagwizdał trzy razy, po czym ktoś wyszedł z którejś z klatek schodowych. Człowiek był ubrany cały na czarno. Miał chustę w czarno-białą kratę podciągnietą aż pod oczy. Całości dopełniały czarne okulary i szara bejsbolówka. Przez ramię przewieszona była zwyczajna, czarna, średniej wielkości torba.
- To co zawsze? - zaczął tajemniczy człowiek.
- Nie. Nic, co trzeba wstrzykiwać dożylnie. Najlepiej, by to było coś lekkiego, odprężającego, tak, by ciężko było się zorientować, że coś brałem. - odpowiedział wokalista.
- To chyba wiem, co będzie na początek właściwe. - powiedział dealer po czym zaczął grzebać w torbie. Wyciągnął małe plastikowe pudełeczko, w którym było kilka skrętów do złudzenia przypominających papierosy.
- Co to? - zapytał Chester.
- Marihuana. Te skręty wyglądają jak papierosy, więc jeśli palisz zwykłe papierosy to nikt się nie połapie. Proste pytanie: bierzesz to czy chcesz coś innego?
- Biorę to. Ile za pudełeczko?
- 5 dyszek.*
- Co? Meh... Masz - Bennington wcisnął banknoty dealerowi i odebrał pudełko. Schował je do kieszeni bluzy i poszedł w sobie tylko znanym kierunku.
.
.
.
.
.
_________________
* nie zapominajmy, że to USA, tam płaci się dolarami, więc nie dziwcie się, że "tylko" pięć dych xD.
A akcja z pomarańczami wzięła się od tego, że jak miałam kilka lat i leżałam w szpitalu to za każdym razem, jak ktoś przychodził to przynosił pomarańcze :D

6 komentarzy:

  1. Rozdział super, z resztą jak wszystkie, z niecierpliwością czekam na następny i życzę dużo weny. Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Offczy nic nie jest! Epic win!! :D
    Niepokoję się Chesterem i tym, że wraca do ćpania. To nie może się dobrze skończyć...

    Życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tego nie skomentowałam?! Jakim cudem?!
    W takim razie chcę się poprawić i bardzo przepraszam za moją nieuwagę, bo, mogę przysiąc, czytałam ten rozdział jakoś tydzień temu.
    Bardzo mi się podoba, Chester wraca do ćpania, ale czy przestanie? Mike się dowie? Jeśli tak, to co mu zrobi? Co z tego będzie? Takie pytania mi się od razu nasuwają, i muszę mieć na nie szybką odpowiedź!
    Czekam na kolejny rozdział, pisz szybko, bo się zniecierpliwię. :D Mało to oryginalne, ale chyba tylko tego potrzebujesz, więc: życzę Ciii weenyy!

    Przy okazji zapraszam do mnie, wstawiłam nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny rozdzial u mnie, zapraszam! :D (i nie zapominaj, ze wyczekuje tego u Ciebie!)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. i następny u mnie:) ale ze mnie spamiara :<

    OdpowiedzUsuń