No i jest part trzeci, nieco krótki i nie spełnia moich oczekiwań, ale mam nadzieje, że następny rozdział będzie lepszy. Jeśli chcesz być na bieżąco dodaj do obserwowanych ten blog! :) Miłego czytania ;)
- Mike? - Chestera zatkało.
- Cześć Chazy - odrzekł smutnym głosem Shinoda. - Jak się czujesz? - zapytał.
- Jakoś sobie radzę, czekam, aż wszystko się wyjaśni i mnie wypuszczą. A ty? - odpowiedział Chester widząc smutek w oczach przyjaciela. - Czemu jesteś jakiś przygnębiony?
- Wszystko w porządku, wydaje ci się tylko.
- Na pewno? Chcesz o czymś ze mną porozmawiać? - zapytał się Chester i spojrzał na strażników. Mieli surowe rysy twarzy i na oko 30 lat. Sprawiali wrażenie dosyć inteligentnych, ale to może tylko wrażenie...
- Myślałem ostatnio nad naszymi kłótniami. Są bezsensowne. Trzeba to zakończyć. Przepraszam.
Chester jest trochę zaskoczony, ale i zadowolony. Shinoda zrobił pierwszy krok.
- Ja też cię przepraszam. Zgoda? - wyciągnął prawą dłoń ku Mike'owi.
- Zgoda. - odpowiedział Mike i uścisnął jego rękę. Oboje trochę się rozchmurzyli.
- Masz jakiegoś adwokata? - Spike zmienił temat szybko, tak, jakby tych kłótni i przeprosin nigdy nie było.
- Tak, Ron, chyba go pamiętasz.
- Wracaj do nas szybko. Fani są zdziwieni, trzeba będzie to sprostować.
- Fani? Skąd oni o tym wiedzą? Prosiłem, by ta sprawa nie wyciekła do mediów! Do końca życia będą mi to wypominali, mimo, iż jestem niewinny... - wypowiedział Bennington na jednym tchu. Zestresowała go ta informacja.
- Żartowałem. - powiedział Mike i posłał swój słynny i piękny, szeroki uśmiech.
- Byłeś całkiem przekonujący. - Chester uśmiechnął się szczerze i w duchu cieszył się, że wraca dawny Mike i zartuje z nim tak jak dawniej. Dalej jednak Shinoda wydawał się jakiś nie w humorze czy coś takiego, w końcu po kilku minutach ciszy Chazy zabrał głos:
- Coś się stało. Widzę to w twoich oczach, Mike. Bądź ze mną szczery. - spojrzał prosto w czekoladowe oczy Pół-Japończyka.
- Ehmm... No więc... Brad jest w szpitalu.
- Brad? Jak to? Czemu, co się stało?!
- Koniec widzenia! - powiedział jeden z dwóch strażników, ten wyzszy. Drugi otworzył drzwi Mike'owi. Kurwa, akurat w tym momencie. - pomyślał Chester. Wszystko się wali. Areszt, Brad... Dobrze, że pogodził się z Mike'em.
- Do zobaczenia, Spike. - Bennington posłał koledze blady uśmiech.
- Cześć. - rzucił Mike przez ramię i wyszedł.
Strażnicy wyprowadzili wokalistę do jego tymczasowej celi. Mężczyzna położył się na nieposcielonej pryczy i wbił wzrok w sufit. Powoli wszystko go przerasta. Leżał tak kilka godzin, nastała w końcu noc. Poszedł pod szybki i zimny prysznic, ubral krótkie, czarne spodenki do snu i wskoczył pod kołdrę. Prawie całą noc nie zmruzyl oka. Dopiero około czwartej w nocy udało mu się zasnąć, a i tak długo nie pospal, ciągle budzony koszmarami.
Brad leżał na łóżku szpitalnym. Był podłączony do różnych urządzeń medycznych, jakieś rurki i kable byly do niego podczepione tu i ówdzie. Leżał nieprzytomny. Najstraszniejszy był... Brak prawej ręki. Cała odrąbana w miejscu, gdzie powinien być łokieć. Koniec gry na gitarze. Co się stało? Odrąbana ręką, pół głowy ogolone na potrzeby trepanacji czaszki, kilka zadrapań i otarć na klatce piersiowej, karku, skroni i lewej ręce. Widok był straszny. Wszystko było straszne, sama sceneria przerażała. Chyba nikt nie lubi szpitali. Nagle coś zaczyna się dziać. Jakieś urządzenie pika. Tętno drastycznie spada. Linia z zakrzywionej coraz bardziej się prostuje. Nikt nie przybiega; po chwili puls maleje do zera, kreska prostuje się. To koniec? Dlaczego?
Chester budzi się cały spocony. Widocznie rzucał się w łóżku, widzi, że kołdra leży na ziemi pognieciona. Pierwszy odruch to sięgnięcie na szafkę nocną; w domu tam trzymał komórkę. Nie mial jej jednak tutaj, w areszcie. Po chwili doszedł do siebie i zdał sobie sprawę, że to był sen. Podniósł kołdrę z podłogi i jej skrawkiem otarł mokre czoło. Więcej nie zaśnie tej nocy.
Muzyka
środa, 18 września 2013
wtorek, 17 września 2013
Moja nieobecność
Jak widzicie, od dłuższego czasu nic nie dodaję. Czym to jest spowodowane?
A mianowicie szkołą. Szkoła jest zła, szkoła jest głupia itp. Pierwsze trzy tygodnie szkoły poświęciłam całkowicie na ogarnięcie wszystkiego, podręczniki i inne takie rzeczy. Sami zresztą zrozumiecie. Teraz w miarę się uspokoiło, chociaż i tak mam niewiele czasu bo teraz jest nieco więcej nauki niż w poprzedniej klasie. Druga klasa jest chyba najtrudniejsza, bo w pierwszej jest przypomnienie z podstawówki i ostrożne wkraczanie w nowe dziedziny, w drugiej same nowe rzeczy a w trzeciej przygotowanie do egzaminów czyli powtórki, powtórki i tak dalej... Ale to wiecie. Przepraszam za nieobecność.
W ciągu kilku dni postaram się opublikować nowy rozdział albo coś innego. Trzymajcie za mnie kciuki. :)
A mianowicie szkołą. Szkoła jest zła, szkoła jest głupia itp. Pierwsze trzy tygodnie szkoły poświęciłam całkowicie na ogarnięcie wszystkiego, podręczniki i inne takie rzeczy. Sami zresztą zrozumiecie. Teraz w miarę się uspokoiło, chociaż i tak mam niewiele czasu bo teraz jest nieco więcej nauki niż w poprzedniej klasie. Druga klasa jest chyba najtrudniejsza, bo w pierwszej jest przypomnienie z podstawówki i ostrożne wkraczanie w nowe dziedziny, w drugiej same nowe rzeczy a w trzeciej przygotowanie do egzaminów czyli powtórki, powtórki i tak dalej... Ale to wiecie. Przepraszam za nieobecność.
W ciągu kilku dni postaram się opublikować nowy rozdział albo coś innego. Trzymajcie za mnie kciuki. :)
poniedziałek, 2 września 2013
My life, my pride is broken. Rozdział II
Zdążyłam dzisiaj dokończyć rozdział! Mam nadzieje, ze przypadnie Wam do gustu. Miłego czytania :)
Po otworzeniu drzwi Chester ujrzał policjanta. Zaskoczył go nieco ten widok - w końcu nic nie naskrobał. A może coś się stało Mike'owi? - przemknęła gdzieś mu ta myśl.
- Dzień dobry. Czy pan to Chester Bennington? - policjancik wyraźnie chciał się spytać o autograf lub zdjęcie, ale był na służbie.
- Tak, to ja, coś się stało? - odpowiedział Chester zdziwiony.
- Pojedzie pan ze mną na komendę.
- Co?! Ja? Ale dlaczego? Nic nie zrobiłem! - Chazy Chaz jeszcze bardziej się zdziwił. Uniósł wysoko brwi w szczerym zdumieniu i podrapał się po karku nie wiedząc, co o tym myśleć.
- Wszystko wyjaśnimy panu na miejscu. Niech pan się zbiera, za 5 minut masz pan być gotowy. - to mówiąc policjant poprawił swoją czapkę.
Chester poszedł do kuchni, gdzie jego zona czytała gazetę.
- Tal... Muszę jechać na komendę. Nie wiem czemu, ale policja po mnie przyszła.
- Co? Ale... Jak to? - odpowiedziała zdziwiona i jednocześnie zdenerwowana małżonka.
- Zadzwoń po chłopaków... Po Mike'a też. - tu się zawahał. Ale jednak Spike był jego przyjacielem, a teraz te kłótnie to tylko raczej zwyczajny kryzys w ich przyjaźni.
- No dobrze. Zadzwoń do mnie, jak będziesz coś wiedział. - odpowiedziała Talinda. Chester do niej podszedł i pocałował w policzek na pożegnanie. Po czym wziął niebieską bluzę i wyszedł z domu.
Policjant stał przy radiowozie. Chester podszedł do samochodu i usiadł na tylnym siedzeniu. Niebieski miś wsiadł po stronie kierowcy, zapiął pasy i ruszył w kierunku posterunku.
Po kilku minutach znaleźli się na parkingu przed komisariatem. Mundurowy zaprowadził Chestera do jakiegoś pokoju. W pomieszczeniu znajdował się stół, krzesła po jego dwóch stronach i kolejne dwa pod ścianą. Po drugiej stronie były żelazne, ciężkie i wyglądające na wiekowe drzwi, zapewne prowadzące do tymczasowego aresztu. Pokój, w którym aktualnie przebywał wokalista to z pewnością pokój widzeń.
Po pół godziny czekania drewniane drzwi prowadzące na główny korytarz otworzyły się. Chesterowi umknęło to uwadze - był zbyt zajęty rozmyślaniem o powodach jego zatrzymania, by zauważyć jakieś tam otworzenie drzwi.
Do środka wszedł mundurowy, inny niż poprzednio, starszy i zapewne bardziej doświadczony niż poprzedni. Za nim po kolei weszli: Talinda, Brad, Rob, Joe i Dave. Mike'a z nimi nie było. O co tu chodzi?!
Talinda usiadła na krześle naprzeciwko swojego męża. Brad i Rob usiedli na krzesłach pod ścianą, Joe oparł się o ścianę a Phoenix stał prosto przy drzwiach.
- Powie mi ktoś wreszcie, za co tu siedzę?! - warknął Bennington wyraźnie zmęczony całą sytuacją.
- Jest pan podejrzany o gwałt. - powiedział spokojnie policjant.
- CO?! - odkrzykneli chórem wszyscy zgromadzeni. Te stwierdzenie bardzo wszystkich zaszokowało.
- Jaki gwalt? - wydusił z siebie Chester. Nie mieściło mu się to w głowie.
- Wczoraj wieczorem w parku znaleziono roztrzęsioną dziewczynę. Zdołała tylko powiedzieć, że została zgwałcona i że napastnik siedział na ławce z papierosem a potem ruszył za nią.
- No... Byłem w parku zapalić i pomyslec nad wieloma sprawami, bo pokłóciłem się z przyjacielem. Ale nikogo nie gwalciłem!
- To się jeszcze okaże. Mają państwo 15 minut na rozmowę z nim. - to mówiąc sierżant wyszedł z pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.
- Powiedz prawdę... To byłeś ty? - spytała się Talinda.
- Nie no, co ty? Przecież Chester nie jest do tego zdolny! - powiedział Brad.
- Tak w ogóle, to czemu nie ma Mike'a? - Bennington martwił się o niego. Dlaczego nie przyszedł?
- Emm... Powiedział, że nie ma czasu, by gdzieś jechać, bo niby ma jakieś ważne zajęcia. Pewnie sprząta albo robi coś innego, równie kreatywnego. - odpowiedział Rob.
Chester tylko westchnął i przeciągnął się. Z zamyślenia wyrwała go zona:
- Chester... Mam nadzieje, że mówisz prawdę. Wynajmę jakiegoś dobrego adwokata i będę cię wspierać, tak jak chłopaki. Masz jakieś życzenia?
- Erm, no tak, jeśli mogę prosić, to postarajcie się, by to nie wyciekło do mediów. Tabloidy spokoju by mi nie dały po tym, jak w końcu wszystko będzie jak dawniej.
- Nic nie będzie jak dawniej... Musimy czekać a ja dzwonie po Ronalda*.
- Dobrze. Juz koniec widzenia, do zobaczenia Tal. Cześć chłopaki. - powiedział Chester.
- Cześć - odpowiedzieli chórem mężczyźni. - Trzymaj się. - dodał Delson.
- Pa Chester. Będzie dobrze. - powiedziała Talinda i posłała mu buziaka. Wyszła jako pierwsza, a za nią chłopaki z zespołu. Poza Mike'em, którego nie było.
Chester został zaprowadzony do aresztu na 48 godzin.
Następnego dnia Bennington leżał na pryczy. Ubrany był w czarne długie spodnie i jakieś trampki, nie miał na sobie koszulki. Bo i po co?
Przyszedł jakiś policjant, jeszcze inny niż poprzednicy i powiedział:
- Ma pan widzenie.
- Jasne, już idę. - to mówiąc wstał i wziął ze stalowego krzesełka jakąś pogniecioną koszulkę. Był pewien, że to ten adwokat albo Talinda. Znowu został zaskoczony, bo nie przyszła żadna z wyżej wymienionych osób. Ktoś, kogo by się nie spodziewał, nie teraz.
--------
*Ronald Tucker, zaprzyjaźniony adwokat rodziny Bennington.
Po otworzeniu drzwi Chester ujrzał policjanta. Zaskoczył go nieco ten widok - w końcu nic nie naskrobał. A może coś się stało Mike'owi? - przemknęła gdzieś mu ta myśl.
- Dzień dobry. Czy pan to Chester Bennington? - policjancik wyraźnie chciał się spytać o autograf lub zdjęcie, ale był na służbie.
- Tak, to ja, coś się stało? - odpowiedział Chester zdziwiony.
- Pojedzie pan ze mną na komendę.
- Co?! Ja? Ale dlaczego? Nic nie zrobiłem! - Chazy Chaz jeszcze bardziej się zdziwił. Uniósł wysoko brwi w szczerym zdumieniu i podrapał się po karku nie wiedząc, co o tym myśleć.
- Wszystko wyjaśnimy panu na miejscu. Niech pan się zbiera, za 5 minut masz pan być gotowy. - to mówiąc policjant poprawił swoją czapkę.
Chester poszedł do kuchni, gdzie jego zona czytała gazetę.
- Tal... Muszę jechać na komendę. Nie wiem czemu, ale policja po mnie przyszła.
- Co? Ale... Jak to? - odpowiedziała zdziwiona i jednocześnie zdenerwowana małżonka.
- Zadzwoń po chłopaków... Po Mike'a też. - tu się zawahał. Ale jednak Spike był jego przyjacielem, a teraz te kłótnie to tylko raczej zwyczajny kryzys w ich przyjaźni.
- No dobrze. Zadzwoń do mnie, jak będziesz coś wiedział. - odpowiedziała Talinda. Chester do niej podszedł i pocałował w policzek na pożegnanie. Po czym wziął niebieską bluzę i wyszedł z domu.
Policjant stał przy radiowozie. Chester podszedł do samochodu i usiadł na tylnym siedzeniu. Niebieski miś wsiadł po stronie kierowcy, zapiął pasy i ruszył w kierunku posterunku.
Po kilku minutach znaleźli się na parkingu przed komisariatem. Mundurowy zaprowadził Chestera do jakiegoś pokoju. W pomieszczeniu znajdował się stół, krzesła po jego dwóch stronach i kolejne dwa pod ścianą. Po drugiej stronie były żelazne, ciężkie i wyglądające na wiekowe drzwi, zapewne prowadzące do tymczasowego aresztu. Pokój, w którym aktualnie przebywał wokalista to z pewnością pokój widzeń.
Po pół godziny czekania drewniane drzwi prowadzące na główny korytarz otworzyły się. Chesterowi umknęło to uwadze - był zbyt zajęty rozmyślaniem o powodach jego zatrzymania, by zauważyć jakieś tam otworzenie drzwi.
Do środka wszedł mundurowy, inny niż poprzednio, starszy i zapewne bardziej doświadczony niż poprzedni. Za nim po kolei weszli: Talinda, Brad, Rob, Joe i Dave. Mike'a z nimi nie było. O co tu chodzi?!
Talinda usiadła na krześle naprzeciwko swojego męża. Brad i Rob usiedli na krzesłach pod ścianą, Joe oparł się o ścianę a Phoenix stał prosto przy drzwiach.
- Powie mi ktoś wreszcie, za co tu siedzę?! - warknął Bennington wyraźnie zmęczony całą sytuacją.
- Jest pan podejrzany o gwałt. - powiedział spokojnie policjant.
- CO?! - odkrzykneli chórem wszyscy zgromadzeni. Te stwierdzenie bardzo wszystkich zaszokowało.
- Jaki gwalt? - wydusił z siebie Chester. Nie mieściło mu się to w głowie.
- Wczoraj wieczorem w parku znaleziono roztrzęsioną dziewczynę. Zdołała tylko powiedzieć, że została zgwałcona i że napastnik siedział na ławce z papierosem a potem ruszył za nią.
- No... Byłem w parku zapalić i pomyslec nad wieloma sprawami, bo pokłóciłem się z przyjacielem. Ale nikogo nie gwalciłem!
- To się jeszcze okaże. Mają państwo 15 minut na rozmowę z nim. - to mówiąc sierżant wyszedł z pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.
- Powiedz prawdę... To byłeś ty? - spytała się Talinda.
- Nie no, co ty? Przecież Chester nie jest do tego zdolny! - powiedział Brad.
- Tak w ogóle, to czemu nie ma Mike'a? - Bennington martwił się o niego. Dlaczego nie przyszedł?
- Emm... Powiedział, że nie ma czasu, by gdzieś jechać, bo niby ma jakieś ważne zajęcia. Pewnie sprząta albo robi coś innego, równie kreatywnego. - odpowiedział Rob.
Chester tylko westchnął i przeciągnął się. Z zamyślenia wyrwała go zona:
- Chester... Mam nadzieje, że mówisz prawdę. Wynajmę jakiegoś dobrego adwokata i będę cię wspierać, tak jak chłopaki. Masz jakieś życzenia?
- Erm, no tak, jeśli mogę prosić, to postarajcie się, by to nie wyciekło do mediów. Tabloidy spokoju by mi nie dały po tym, jak w końcu wszystko będzie jak dawniej.
- Nic nie będzie jak dawniej... Musimy czekać a ja dzwonie po Ronalda*.
- Dobrze. Juz koniec widzenia, do zobaczenia Tal. Cześć chłopaki. - powiedział Chester.
- Cześć - odpowiedzieli chórem mężczyźni. - Trzymaj się. - dodał Delson.
- Pa Chester. Będzie dobrze. - powiedziała Talinda i posłała mu buziaka. Wyszła jako pierwsza, a za nią chłopaki z zespołu. Poza Mike'em, którego nie było.
Chester został zaprowadzony do aresztu na 48 godzin.
Następnego dnia Bennington leżał na pryczy. Ubrany był w czarne długie spodnie i jakieś trampki, nie miał na sobie koszulki. Bo i po co?
Przyszedł jakiś policjant, jeszcze inny niż poprzednicy i powiedział:
- Ma pan widzenie.
- Jasne, już idę. - to mówiąc wstał i wziął ze stalowego krzesełka jakąś pogniecioną koszulkę. Był pewien, że to ten adwokat albo Talinda. Znowu został zaskoczony, bo nie przyszła żadna z wyżej wymienionych osób. Ktoś, kogo by się nie spodziewał, nie teraz.
--------
*Ronald Tucker, zaprzyjaźniony adwokat rodziny Bennington.
niedziela, 1 września 2013
My life, my pride is broken. rozdział I
No i mam pierwszy rozdzial! Nic raczej ciekawego sie dziac nie bedzie, bede powoli rozkręcać akcję :) mam nadzieje, że się spodoba, miłego czytania życzę wszystkim i proszę o szczere komentarze! :)
Wieczór. Ciepło, ale nie za gorąco. Wieje spokojny, orzeźwiający wietrzyk. W studio słychać podniesione głosy. Kolejna kłótnia członków Linkin Park. Ostatnio cały czas się kłócą. Czy to o teksty, czy o pojedyncze dźwięki a nawet cale melodie. Byle błahostka jest w stanie rozpętać głośną awanturę.
- Człowieku! Ile razy my już to ćwiczyliśmy! Cały czas jest dobrze, ale akurat w takim momencie musiałeś zacząć fałszować! - krzyczał zdenerwowany Mike.
- No przepraszam, ale to nie ty krzyczysz od kilkunastu lat w studiu i na koncertach! - odpowiedział mu Chester na jednym wydechu, rozglądając się po twarzach pozostałych członków zespołu, jakby szukając pomocy. Nikt jednak nie śmiał nic powiedzieć, nikt nie miał ochoty, by kłócić się z Mike'em.
- Przecież cwiczyłeś głos! Takie coś nie ma prawa wystąpić w tak prostej piosence! - Shinoda jeszcze bardziej nakręcał i tak już napiętą do granic możliwości atmosferę.
- Przepraszam, nie jestem taki idealny jak ty! - powiedział Chazy Chaz z ironią wyczuwalną w głosie i ruszył w kierunku drzwi. Powiedział krótkie i ciche "cześć" do wszystkich z wyjątkiem Mike'a, z którym właśnie się pokłócił, co wcześniej można było słyszeć.
Chester zarzucił kaptur na głowę, by nikt nie mógł go rozpoznać. Nie miał najmniejszej ochoty na zdjęcia i rozmowy z fanami czy podpisywanie się. Szedł szybkim krokiem w sobie tylko znanym kierunku. Ubrany był w długie, czarne spodnie, zwyczajny biały t-shirt i czerwoną bluzę z kapturem.
Nogi poniosły go do parku. Usiadł na jakiejś wolnej ławce i wyciągnął paczkę papierosów. Było jeszcze kilka fajek w niej. Bennington wyciągnął jedną z nich i zapalił przy użyciu zapalniczki. Siedział delektując się smakiem papierosu rozmyślając nad tym, co się wydarzyło w studiu.
Spojrzał na zegarek. Już późno. Czas iść do domu. Talinda chyba już śpi. Wstał, przeciągnął się i ruszył w kierunku domu.
Gdy tylko się w nim znalazł, poszedł do pokoi dzieciaków sprawdzić, czy śpią. Spały. Potem wskoczył pod prysznic i ubrał zwykły podkoszulek i krótkie spodenki do spania. Miał racje, Tal też spala.
Chester długo nie mógł zasnąć. Myślał o kłótni z Mike'em. Przeprosić go czy czekać aż on to zrobi? Zadawał sobie to pytanie w głębi duszy.
W końcu jednak udało mu się zasnąć.
Po przebudzeniu się zobaczył, że Talindy juz nie ma w łóżku. Chester przebral się w długie, granatowe jeansy i szarą koszulkę z jakimś śmiesznym, kolorowym nadrukiem. Prezent od Mike'a... Wszystko przypominało Chesterowi o Shinodzie. Nawet koszulka.
Spotkał swoją małżonkę w kuchni. Jadła śniadanie.
- Cześć - powiedział Chaz i uśmiechnął się.
- Witaj kochanie - odpowiedziała Talinda z uśmiechem na ustach. - Coś się stało? - spytała swoim troskliwym tonem.
- Nie, nic... Tylko pokłóciłem się z Mike'em. - odpowiedział zasmucony Chester. Wtedy ktoś zapukał do drzwi.
- Ja zobaczę, kto przyszedł - rzucił Bennington i ruszył w kierunku drzwi z cichą nadzieją, że to Mike. Otworzył je i ujrzał niespodziewanego gościa...
Wieczór. Ciepło, ale nie za gorąco. Wieje spokojny, orzeźwiający wietrzyk. W studio słychać podniesione głosy. Kolejna kłótnia członków Linkin Park. Ostatnio cały czas się kłócą. Czy to o teksty, czy o pojedyncze dźwięki a nawet cale melodie. Byle błahostka jest w stanie rozpętać głośną awanturę.
- Człowieku! Ile razy my już to ćwiczyliśmy! Cały czas jest dobrze, ale akurat w takim momencie musiałeś zacząć fałszować! - krzyczał zdenerwowany Mike.
- No przepraszam, ale to nie ty krzyczysz od kilkunastu lat w studiu i na koncertach! - odpowiedział mu Chester na jednym wydechu, rozglądając się po twarzach pozostałych członków zespołu, jakby szukając pomocy. Nikt jednak nie śmiał nic powiedzieć, nikt nie miał ochoty, by kłócić się z Mike'em.
- Przecież cwiczyłeś głos! Takie coś nie ma prawa wystąpić w tak prostej piosence! - Shinoda jeszcze bardziej nakręcał i tak już napiętą do granic możliwości atmosferę.
- Przepraszam, nie jestem taki idealny jak ty! - powiedział Chazy Chaz z ironią wyczuwalną w głosie i ruszył w kierunku drzwi. Powiedział krótkie i ciche "cześć" do wszystkich z wyjątkiem Mike'a, z którym właśnie się pokłócił, co wcześniej można było słyszeć.
Chester zarzucił kaptur na głowę, by nikt nie mógł go rozpoznać. Nie miał najmniejszej ochoty na zdjęcia i rozmowy z fanami czy podpisywanie się. Szedł szybkim krokiem w sobie tylko znanym kierunku. Ubrany był w długie, czarne spodnie, zwyczajny biały t-shirt i czerwoną bluzę z kapturem.
Nogi poniosły go do parku. Usiadł na jakiejś wolnej ławce i wyciągnął paczkę papierosów. Było jeszcze kilka fajek w niej. Bennington wyciągnął jedną z nich i zapalił przy użyciu zapalniczki. Siedział delektując się smakiem papierosu rozmyślając nad tym, co się wydarzyło w studiu.
Spojrzał na zegarek. Już późno. Czas iść do domu. Talinda chyba już śpi. Wstał, przeciągnął się i ruszył w kierunku domu.
Gdy tylko się w nim znalazł, poszedł do pokoi dzieciaków sprawdzić, czy śpią. Spały. Potem wskoczył pod prysznic i ubrał zwykły podkoszulek i krótkie spodenki do spania. Miał racje, Tal też spala.
Chester długo nie mógł zasnąć. Myślał o kłótni z Mike'em. Przeprosić go czy czekać aż on to zrobi? Zadawał sobie to pytanie w głębi duszy.
W końcu jednak udało mu się zasnąć.
Po przebudzeniu się zobaczył, że Talindy juz nie ma w łóżku. Chester przebral się w długie, granatowe jeansy i szarą koszulkę z jakimś śmiesznym, kolorowym nadrukiem. Prezent od Mike'a... Wszystko przypominało Chesterowi o Shinodzie. Nawet koszulka.
Spotkał swoją małżonkę w kuchni. Jadła śniadanie.
- Cześć - powiedział Chaz i uśmiechnął się.
- Witaj kochanie - odpowiedziała Talinda z uśmiechem na ustach. - Coś się stało? - spytała swoim troskliwym tonem.
- Nie, nic... Tylko pokłóciłem się z Mike'em. - odpowiedział zasmucony Chester. Wtedy ktoś zapukał do drzwi.
- Ja zobaczę, kto przyszedł - rzucił Bennington i ruszył w kierunku drzwi z cichą nadzieją, że to Mike. Otworzył je i ujrzał niespodziewanego gościa...
Małe wprowadzenie.
Czołem! Jestem Karolina i mam 14 lat. Uwielbiam zespół Linkin Park i kocham Brada Delsona (no oczywiście miłością muzyczną, żeby nie było ;p). Na tymże blogu będę umieszczać swoje opowiadania, teksty, rysunki i zdjęcia związane z Linkin Park. Na początek mam zamiar prowadzić jedno opowiadanie, potem dołączy do niego pewnie kilka one-shotów. Mam też zarys pomysłu na opowiastke o nikim innym jak o Owieczce :D i może, ale nic nie jest pewne, zacznę pisac Bennodę ale jeszcze nic nie obiecuje :) to wszystko i w ciągu kilku godzin-dni powinien pojawić się pierwszy rozdział. Pozdrawiam cieplutko i miłego południa! :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)