Muzyka

środa, 2 października 2013

My life, my pride is broken. Rozdział IV

No i jestem z kolejnym partem, usilowalam napisac cos dluższego, ale jakbym dalej pociągnęła ten rozdział to bym nigdy nie skończyła pisać XD a, ostatnio chyba tego nie napisałam, alw na wszelki wypadek piszę, że wszystko tutaj jest wymyslone przeze mnie. Wszystkie postacie (no oprocz tych co istnieją na prawdę np. żona Chestera albo dziecko Mike'a :P), miejsca (wyłączając realne miejsca) i sytuacje są wymyslone. Dobra, ja już nie przynudzam :D miłej lektury.

-------------------

A jednak zasnął. Na dwie godziny, ale zawsze coś. Tym razem nie obudził go żaden koszmar tylko potrzeba skorzystania z toalety.
Po załatwieniu się Chester wrócił do celi. Rozejrzał się po niej smutnym wzrokiem. Ile jeszcze będzie musiał tu przesiedzieć? A może tu umrze? A może... By stąd uciec? Nie, to jest głupi pomysł. Pogorszyłby tylko i tak oskarżenia. Rzekomy gwałt plus próba ucieczki.
Dzisiaj nikt nie przyszedł w odwiedziny do Benningtona. Ten zaś zjadł tylko trochę z obiadu. Do nikogo się nie odezwał.

Następnego dnia mężczyzna obudził się wypoczęty. Nawet zjadł całe śniadanie. Humor popsuł mu jeden z pracowników mówiąc, że dziś Chester będzie miał spotkanie ze swoją niby-ofiarą i adwokatami: swoim oraz ofiary.
Wokalista wszedł do sali, w której ma się odbywać spotkanie. Dziewczyna nie wyglądała na roztrzesioną; wręcz przeciwnie, oczami wielkimi jak spodki od kosmitów chłonęła tatuaże. Płomienie i ryby w szczególności.
- Dzień dobry. Pan Chester Bennington? - zapytał się ten adwokat od ofiary.
- Może nie taki dobry, ale owszem, to ja, Chester Bennington we własnej osobie. - odpowiedział i nie uścisnął wyciągniętej do niego ręki. - Pan przyszedł mnie przekonać do tego, bym się przyznał do czegoś, czego nie zrobiłem? Bo ta fanka-kochanka coś sobie wymyśliła? Pierwszy raz ją na oczy widzę, więc niby jak miałem jej coś zrobić? Nie wygląda w ogóle na roztrzęsioną tym rzekomym gwałtem na niej, a nawet patrzy się na mnie tak, jakby chciała mnie rozebrać wzrokiem! - w tym momencie ona odwróciła pospiesznie wzrok i usiłowała włosami zakryć rumieńce wstydu. - Kocham moją żonę, więc dlaczego miałbym ją zdradzać z jakąś małolatą? I do tego ją zgwałcić? Masz pan jeszcze jakieś wątpliwości? - Chester nakręcał się. Miał kontynuować, ale uciszył go gestem jego własny adwokat, Ronald. Wokalista usiadł na miejsce i zaczął z zainteresowaniem słuchać tego, co powie Ron.
- Słyszałeś, co on wcześniej powiedział? Na jakiej podstawie miałby pan od razu zakładać, że mój klient jest winny? A może to ofiara wszystko wymyśliła? Niech pan weźmie pod uwagę te rozwiązanie. - skończył i usiadł. Spojrzał krzepiąco na Chestera, na co on odpowiedział ledwo widocznym uśmiechem.
- A z drugiej strony... Ma pan dowody na jego niewinność? - spytał się nieznajomy.
- A czy pan ma dowody na jego winę? - Tucker odpowiedział pytaniem.
- Em... Nie... - bąknął w odpowiedzi.
- W takim razie będę wnioskował o zwolnienie z aresztu mojego klienta i oczyszczenie go z ewentualnych zarzutów. Nie ma żadnych dowodów na jego winę, ale też nie ma on alibi. I tak nie miał i nie ma żadnych podstaw by kogokolwiek gwałcić. - Chester od razu po usłyszeniu tych słów rozchmurzyl się. Wróci do rodziny, przyjaciół, na próby... W końcu.
.
.
****kilka dni później****
//perpektywa Mike'a//
.
.
Siedzieli w piątkę na kanapie w studnio. Brad dalej był w tym szpitalu. Zespół czekał na Dona Gilmore'a - tym razem to on miał być producentem. Mieli rozmawiać o nowej płycie - kilkadziesiąt tekstów jest gotowych, pozostaje wybrać najlepsze, pozmieniać coś, poprawić i ogólnie dopieścić w najmniejszym szczególe. Nie mogli tego jednak wykonać bez Dona, który sprawuje główną pieczę nad projektem. To on oceniając tekst mówi albo "do kosza", "do poprawki" lub "to jest dobre". Bardzo dobrze się z nim pracuje. Nagle Chester gdzieś wyszedł. Źrenice miał bardzo rozszerzone, czego nikt nie widział. Był dziwnie blady i strasznie się pocił.* Chłopaki tylko na niego spojrzeli, a potem Mike wstał i poszedł go szukać.

Shinoda nigdzie nie znalazł Chestera. Sfrustrowany wrócił do studia, w którym dalej przebywała reszta przyjaciół.
- Nie ma go. - rzucił szybko Mike, po czym dosiadł się do komputera i coś tam przerabiał.
- Ostatnio dziwnie się zachowuje. - powiedział Rob, jakby myślał, że Mike coś o tym wie i być może rozwinie ten temat.
- Nie wiem, dlaczego. Wy pewnie też nie. - odpowiedział Pół-Japończyk przeczuwając, na co liczył Rob.
- Wiecie co... - podjął Dave. - Nie zlinczujcie mnie za tą hipotezę, ale wydaje mi się, że znowu daje sobie w żyłę. Ostatnio tyle problemów, te oskarżenie, Brad w szpitalu, ponoć też z żoną się o coś pokłócił... Mogło go to przerosnąć, a wiecie raczej jak kiedyś Chester "radził sobie" z problemami. A teraz jakies objawy głodu narkotykowego. Pewnie poszedł szukać dilera albo zaszył się gdzieś i właśnie "odpręża się" przy pomocy strzykawki. - dokończył Phoenix.
 - To by pasowało - rzucił szybko Joe i dalej kontynuował jakże pasjonujące jedzenie batona.
- Kurde, trzeba go znaleźć zanim wstrzyknie kolejną dawkę. Jeszcze raz go poszukam. - Mike wstał.
- Pójdę z tobą. - oświadczył Rob
- I ja też. - powiedzieli jednocześnie Dave i Joe, po czym spojrzeli na siebie i parsknęli cichym śmiechem. Cóż za zgranie.
- Nie czas na śmiech - zganił ich perkusista.
- Dobra. To idziemy. - Mike zakończył rozmowę i wyszedł ze studia. Ostatni wyszedł Joe, ktory zgasił światło i wyrzucił papierek po batoniku.

No dobra. Musimy się rozdzielić. Jest nas czterech, więc pójdziemy we cztery kierunki świata. Chyba, ze macie jakiś lepszy pomysł? - Shinodzie odpowiedziała cisza, więc kontynuował. - Ja idę tam - wskazał ręką północ. - Ty na zachód, Dave na wschód a Joe na południe.
- Ciemno jest. - powiedział z błagalnym wzrokiem Joe.
- Trudno - odburknął Mike. - Ruszamy w drogę, im szybciej tym lepiej. - to mówiąc raper zaczął iść w wybranym wcześniej kierunku rozglądając się w poszukiwaniu Chestera albo śladu jego obecności. Nagle Mike'a olśniło; wyciągnął komórkę, w mgnieniu oka wpisał numer Benningtona, ktory znał na pamięć i wcisnął zieloną słuchawkę.
.
.
//perspektywa Chestera//
.
.
Ktoś do niego dzwonił. Nie chciało mu się odebrać. Siedział w jakiejś ciemnej uliczce za ciemnym kontenerem, zza którego nie było go widać z głównej ulicy. Miał ze sobą strzykawkę i szklaną buteleczkę z tak zwanym "kompotem". Zawartość naczynia przelał do komory strzykawki. Chester podciągnął rękaw i wbił igłę do żyły w łokciu. Nacisnął mocniej i cały "kompot" znalazł się w jego krwiobiegu. Od razu się rozluźnił.
- O tak. Tego mi było trzeba. Odprężenia. - powiedział do siebie i zaczął delektować się chwilą. Przy pomocy rąk przeniósł się z pozycji półleżącej do leżącej. Zaczął padać deszcz. Chester zamknął oczy i całkowicie oddał się odczuwaniu przyjemności wynikającej z tego charakterystycznego uderzania kropel deszczu o skórę. Wdychał głęboko powietrze. Mógł chociaż na chwile zapomnieć o wszystkim. Nagle zachciało mu się spać. Ułożył się więc na boku, bliżej kontenera, otulił własnymi rękami i założył kaptur na głowę. Po tych wszystkich czynnościach oddał się w objęcia Morfeusza.

______________________
*nie wiem, czy takie są faktycznie objawy głodu narkotykowego, ale dobra, nie to jest najważniejsze :P

4 komentarze:

  1. Super rozdział, jak zwykle z resztą. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział, życzę dużo weny. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju no świetny :D *.* ALE JA WCIĄŻ NIE WIEM, CO BRADOWI!!! Mam nadzieję, że Chazy nie wyląduje w więzieniu za ćpanie :D Pzdr i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. / Niezalogowana Alis :D (wyżej z anonima :D

    OdpowiedzUsuń
  4. No to czekam na kolejny rozdział opowiadania.
    Mów, co z Offczą!! :D
    Mam nadzieję, że Chester nie pójdzie do paki, ani nie przedawkuje. To by było okropne :>

    OdpowiedzUsuń